NIE DAJMY ZAPOMNIEĆ – Z HISTORII NASZEJ MAŁEJ OJCZYZNY
Pod takim tytułem „Nie dajmy zapomnieć” rozpoczynamy publikację artykułów na łamach Ech Opalenickich, a także naszej stronie internetowej. Zamieszczać będziemy teksty dotyczące wszystkiego, co opalenickie. Historie opowiadane w domach; wydarzenia z lat minionych mające znaczenie dla naszej Małej Ojczyzny; a także Osoby, które w wybitny sposób zapisały się w pamięci opaleniczan.
Spotkania z Zygmuntem
Spoglądam z mojego okna i widzę starszego Pana z nieodłączną teczką pod pachą, jak charakterystycznym krokiem podąża ulicą Farną od kościoła w kierunku mojego domu. Dochodzi godzina 9.00 (a On zawsze punktualny) i zbliża się umówione spotkanie ze stałym już przebiegiem: kawa i ciastko, rozmowa, a potem praca, praca nad tekstem. Z teczki mój Gość wyjmuje stertę kartek spiętą spinaczem, zapisaną na odwrocie niepotrzebnych już wydruków kolejnych publikacji hieroglificznym pismem. Zaczynamy. „Spoglądam” – nie, niestety trzeba użyć czas przeszły: „spoglądałam”. Czas przeszły, bo widok już się nie powtórzy. Zygmunt Duda 23 lutego 2017 r. podążył na inne spotkanie, które się nie kończy.
Pierwszy kontakt z panem Zygmuntem miałam w domu kultury. Sięga on roku 1978. W latach 80-tych sporo czasu spędzałam w Ognisku Muzycznym, które działało w Miejsko-Gminnym Ośrodku Kultury. Dyrektor Duda często organizował występy dla zespołów muzycznych. Występowaliśmy w salach wiejskich domów kultury, świetlicach, klubach, szkołach ubogacając liczne spotkania tamtejszych społeczności. I tak różne „-lecia”, zebrania Kół Gospodyń Wiejskich, emerytów, rolników, z okazji dnia kobiet, babci, dziadka, matki, działkowca, nauczyciela były naszym udziałem. Pamiętam tarpana w kolorze ciemnomiodowym prowadzonego przez pana Zygmunta załadowanego akordeonami, gitarami, wzmacniaczami, stojakami do nut. Między tym sprzętem, młodzi artyści – czyli my. Samochód podążał w stronę Jastrzębnik, Kopanek, czy Rudnik… Takie „tournee” po okolicy. Były też dalsze wyjazdy, na przegląd zespołów Społecznych Ognisk Artystycznych choćby do Gniezna, Konina, Poznania. Wtedy już tarpan nie wystarczał. W autobusie obok dyrektora SOA Krzysztofa Szulca i prowadzącego zespół Sylwestra Piskorka zawsze był obecny dyrektor MDK Zygmunt Duda.
Po latach przyszedł czas na inne relacje z panem Zygmuntem. Pierwsza współpraca ze słowem pisanym to opracowanie plakatu na festyn parafialny. Nie przypuszczałam, ile pracy należy włożyć, by informacja na nim zawarta była pełna i poprawna. Następnie włączyłam się w redagowanie pisma parafialnego „A oto Ja jestem”. Początkowo tylko „pisywałam” teksty i myślałam, że na tym się skończy. Jednak moja funkcja się zmieniła i to za przyczyną Zygmunta Dudy. Ksiądz proboszcz Antoni Lorenz szukał redaktora naczelnego gazety. Gdy spytał pana Zygmunta kogo ma obsadzić w tej roli, ten bez zastanowienia podał moje nazwisko. I tak zostało. W tzw. międzyczasie często spotykałam się z panem Zygmuntem, pełniąc rolę „skryby” – on dyktował, ja stukałam na klawiaturze komputera kolejne strony jego publikacji. Gdy pierwszy raz pozwoliłam sobie na zasugerowanie zmian w tekście – pan Zygmunt zamilkł na chwilę popatrzył w rękopis, spojrzał na ekran monitora, poprosił o powtórzenie proponowanej korekty i zaaprobował ją. I tak już zostało: on dyktował, ja pisałam, co jakiś czas robiąc uwagi, które Duda rozważał i często je uwzględniał. Po jakimś czasie dowiedziałam się od wspólnego znajomego, że ceni sobie moją szczerość… Notatki sporządzał na odwrocie wydrukowanych brudnopisów, wykorzystywał „po poznańsku” każdy skrawek papieru. Bywało, że w trakcie przerywał, by zapisać jakąś myśl. Często przynosił „wyczytane” już gazety, czasem książki, dzielił się nimi. Ich znakiem rozpoznawczym były podkreślenia, czasem zapiski na marginesach. Lubił wynotowywać sformułowania, określenia, coś, co go zaskakiwało, by wykorzystać je w swoich pracach.
Szarmancki, starszy Pan z klasą, dżentelmen. Trudno spotkać dziś tak kulturalnego, stosującego na co dzień zasady savoir vivre człowieka. Każdy nowy numer „A to Ja jestem” był świętem. Przychodził z kwiatami i ciastkiem, by podziękować za, jak to określał, „dzieło” i pracę w nie włożoną. Jeśli spotkania nad Jego tekstem lub materiałami do pisma parafialnego odbywały się w domu pana Zygmunta w gabinecie czekała kawa i ciastko. Rozpoczynaliśmy od krótkiej rozmowy, by następnie myśl ubrać w słowa najbardziej właściwe, oddające w pełni sens, kształt, prawdę o osobie czy wydarzeniu.
Gdybym na swej drodze nie spotkała pana Zygmunta – pewnie nie „wciągnęłaby” mnie praca redakcyjna. Poczytuję sobie za zaszczyt znajomość z człowiekiem tak wielkiego formatu. Wiele się od niego nauczyłam. Podpowiadał, sugerował i tak uczył – jak na pedagoga przystało. Współpraca z regionalistą uświadomiła mi jak wielka odpowiedzialność spoczywa na prowadzeniu pisma parafialnego. Stanie się ono bowiem kiedyś źródłem informacji o tym, co działo się w naszej małej ojczyźnie. Kolejną istotną kwestią jest jego ilustrowanie – mamy wokół tyle pięknych motywów, które mogą obrazować artykuł (rzeźby, witraże, obrazy, budynki i zdjęcia z wydarzeń), że nie tylko można, ale wręcz trzeba je wykorzystać. Ot, takie spojrzenie kronikarza.
Lubił słuchać. Biorąc udział w spotkaniach na szczeblu archidiecezjalnym niejednokrotnie zdawałam panu Zygmuntowi relację z wydarzeń. Miałam wrażenie, że wtedy czuł, jakby sam był tam obecny. Porównywał ich przebieg z tym, co wyczytał w kronikach. Niejednokrotnie stawały się one inspiracją do powstania artykułu Jego bądź mojego autorstwa. Tematem naszych rozmów często były doświadczenia Boga w naszym życiu. Pismo Święte, lektura duchowa, modlitwa… Były one ważnym elementem dnia codziennego Zygmunta, dzielił się swoimi spostrzeżeniami, mówił o wątpliwościach. Gdzie spotkać Boga? Jak z Nim rozmawiać? Czy jesteśmy godni mówić do Niego „Ojcze”? i wiele innych pytań, na które codziennie musimy szukać odpowiedzi, chcąc podążać własną droga do świętości, stawały się tematem spotkań.
Jego prace badawcze, poszukiwania, wczytywania się w tekst, ale i w to, co niezapisane między linijkami, miały też odbicie w poszukiwaniu własnych relacji ze Stwórcą. Rzetelność, dążenie do perfekcji, nieustanna praca, skrupulatność, punktualność, szacunek dla drugiego człowieka, a nade wszystko uznanie swej nicości wobec Boga – one definiują pana Zygmunta.
Jolanta Horowska
Mojej Mamie – Felicji Ratajczak
Z teatrem od bardzo wielu lat związana jest cała moja rodzina, kilka pokoleń: ukochana śp. Mama, dwie córki, syn, wnuki i moja skromna osoba, która wraz z Mamą zarażała miłością do teatru wszystkich, z którymi dane nam było się spotkać . Dziękuję Ci Mamo za ten dar.
„Miasto bez teatru jest jak przyjęcie bez konwersacji.” (Julie Orringer, Niewidzialny most)
Moja Mama urodziła się 27 października 1938 r., zmarła 8 września 2022 r. Była nauczycielką przedszkola. Zapewne wielu Opaleniczan zna tę postać, bo dla środowiska, w którym żyła sporo uczyniła. Wyróżniała się talentem, szczególnie muzycznym, który towarzyszył naszej rodzinie od pokoleń. Śpiewała, grała na pianinie i akordeonie. Mama bardzo wcześnie zaczęła pracować. Prowadziła świetlicę w Lesznie Górnym, gdzie mieszkał Jej ukochany brat. Skończyła Studium Wychowania Przedszkolnego i najpierw pracowała w Przedszkolu cukrowniczym w Opalenicy, następnie w Sielinku, a do emerytury w Przedszkolu nr 1 w Opalenicy na os. Centrum. W swojej pracy zawodowej, którą zawsze uważała za powołanie, wystawiała wiele przedstawień. Uwielbiała teatr. A, że Opalenica zawsze teatrem stała, już w listopadzie 1959 r. opalenicka grupa teatralna pod przewodnictwem pani Władysławy Gmerek wystawiła spektakl pt.: „Święta Bernadetta”. W jedną z ról wcieliła się moja Mama, która później kontynuowała przygodę z teatrem. Zaraziła wielu mieszkańców swoją pasją. Dzięki Niej i ja pokochałam teatr, a nawet ukończyłam studia w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej.
„Teatr to życie. Niezależnie od tego czy widza porwie, zakłopoce lub zirytuje, czy go oszołomi lub pouczy – żywy oddźwięk jest mu niezbędny do życia.” (Margaret Berthold)
Kierując się tą prawdą, że teatr jest jedynym miejscem w sztuce, gdzie żywy człowiek spotyka się z żywym człowiekiem rozpoczęliśmy w naszej parafii Dni Kultury Chrześcijańskiej, a było to w roku 1993. Inicjatorem tego wydarzenia był ówczesny wikariusz ks. Piotr Ratajczak, którego pomysł poparł ks. proboszcz Antoni Lorenz. I tak to się zaczęło…
Od tego właśnie roku nasze spektakle teatralne na stałe wpisały się do kalendarza opalenickich spotkań z okazji Dni Kultury Chrześcijańskiej. Aktorzy, którymi byli mieszkańcy Opalenicy, to nasi sąsiedzi, rodzice, córki, synowie, przyjaciele i uczniowie. Każdego roku aktorzy – amatorzy w wieku od 5 do 85 lat poświęcali wiele godzin swojego wolnego czasu, aby przedstawiać sztuki prawdziwe jak życie. Wiele lat wspólnych zmagań na scenie skupiało fantastycznych ludzi nierozerwalnie związanych z naszą lokalną kulturą i tradycją. Widzowie zachwycali się treścią spektakli, grą aktorów, scenografią, wymowną muzyką. Nie daremny był trud wielu nocy i dni, pokonywanie barier trudnej materii repertuarowej i rozwiązań reżyserskich… ale wróćmy do początków.
- Jest listopad, 1993 rok. Wystawiamy „Pieśń o Bernadetcie” wg Franciszka Werfla scenariusz i reżyseria Felicja Ratajczak, dobór muzyki Renata Knop.
- Styczeń 1994 rok „Narodziny Chrystusa” wg Mieczysława Noskowicza scenariusz i reżyseria Felicja Ratajczak, dobór muzyki, aktorka Renata Knop.
- Listopad 1994 rok „Jasnowidzenie czyli Jezu, jesteś tu?” scenariusz i reżyseria Felicja Ratajczak, dobór muzyki, aktorka Renata Knop.
- Kwiecień 1994 rok. Misterium Męki Pańskiej – scenariusz i reżyseria Felicja Ratajczak, Renata Knop.
- Listopad 1995 rok „Święta Agnieszka. Prześladowanie pierwszych Chrześcijan” wg Wigiliusza Maja. Dramat w 5 aktach scenariusz i reżyseria Felicja Ratajczak, dobór muzyki Renata Knop.
- Listopad 1996 rok. „Zbudzenie Śpiących Rycerzy. Polskim dzieciom na pamiątkę zmartwychwstania Ojczyzny” wg Pauli Wężykówny. Scenariusz i reżyseria Felicja Ratajczak, Renata Knop.
- „Przesłanie Pani Fatimskiej”. Montaż poetycko – muzyczny scenariusz i reżyseria Felicja Ratajczak, Renata Knop.
- Listopad 1997 rok. „Dzwon Anielski czyli Ojcowa spuścizna” wg Mieczysława Noskowicza scenariusz i reżyseria Felicja Ratajczak, Renata Knop.
- „Króluj nam Chryste” Montaż poetycko – muzyczny scenariusz i reżyseria Felicja Ratajczak, Renata Knop.
- Listopad 1998 rok „Sprzedawczyk” wg Mieczysława Noskowicza scenariusz i reżyseria Felicja Ratajczak, Renata Knop.
- Listopad 1999 rok „Bóg Ojciec”. Montaż poetycko – muzyczny scenariusz i reżyseria
- Felicja Ratajczak, Renata Knop.
- „Tajemnice Różańcowe”. Scenariusz i reżyseria Renata Knop.
- Listopad 2000 rok „Cień Ojca” wg powieści Jana Dobraczyńskiego scenariusz i reżyseria Felicja Ratajczak, Renata Knop.
- Listopad 2001 rok „Tarsycjusz” wg Elizabeth Schmidt scenariusz i reżyseria Felicja Ratajczak, Renata Knop.
- Kwiecień 2002 rok „Misterium Męki Pańskiej” scenariusz i reżyseria Felicja Ratajczak, Renata Knop.
- Listopad 2002 rok „Gość Oczekiwany” wg Zofii Kossak scenariusz i reżyseria Felicja Ratajczak, Renata Knop, udział młodych aktorów z grupy teatralnej „Perełka”.
- Listopad 2003r. „Różaniec światłem na drogę życia”
- „Pieśń o Bernadetcie” wg Franciszka Werfla scenariusz i reżyseria Felicja Ratajczak, Renata Knop.
- Listopad 2004 rok „Maria Magdalena” scenariusz i reżyseria Felicja Ratajczak, Renata Knop.
- Listopad 2005 rok „Święta Siostra Faustyna” scenariusz i reżyseria Felicja Ratajczak, Renata Knop, ze specjalnym udziałem mojej 3 klasy ze Szkoły Podstawowej w Opalenicy.
- Listopad 2007 rok „Brat Słońce, siostra Księżyc”. Młodość św. Franciszka. Scenariusz i reżyseria Felicja Ratajczak, Renata Knop.
„Człowiek jest wielki nie przez to, co ma, nie przez to kim jest, lecz przez to, czym dzieli się z innymi.” (Jan Paweł II)
Moja Mama była wspaniałą Kobietą: mądrą, dobrą, pracowitą, uczciwą, cierpliwą, czułą, troskliwą… Nade wszystko kochała Boga i ludzi. Często powtarzała: „Bogu na chwałę, a ludziom na pożytek”. Posiadała wielką umiejętność zjednania sobie tak wielu realizatorów na scenie i wokół niej. Spektakle, które tworzyła sprawiały, że wielu zeszło ze złej drogi, a codzienność nabierała barw, życie stawało się pogodniejsze. Wszystkie Jej teatralne działania miały wartość społeczno – wychowawczą, religijną i emocjonalną. W jednym z wywiadów powiedziała: „Chciałabym, aby człowiek patrzył na drugiego człowieka, nie tylko oczami, ale i sercem”…
Teatr to nie była jedyna pasja mojej Mateńki. Muzyka i taniec ludowy zawsze Ją zachwycał. Często ze swoim dziadkiem Antonim występowała podczas festynów i wesel. Efektem tych dziecięcych doświadczeń były prowadzone przez wiele lat połączone zespoły ludowe Koła Gospodyń Wiejskich i Kółek Rolniczych. Gdy została instruktorką zespołu Rudniczanki zaprosiła do współpracy panów i tak „Rudniczanki” zmieniły nazwę na „Rudniczoki” na czele z panią Wandą Kałek, której nadała imię Apolonia i słodko brzmiące nazwisko Karmelkowa. Pisała dla niej monologi, pełne żartów i dowcipu. Mama umiała podołać każdemu wyzwaniu. Uświetniła nawet takie duże wydarzenie, jakim były Dożynki Wojewódzkie w 1995 r. w naszym mieście, powołując do życia Zespół „Kłosy”, który wraz z grupą teatralną „Cyganów” okrasił to ważne spotkanie rolników w Opalenicy.
Mamulka była nie tylko moją Rodzicielką, ale też Przyjaciółką i wzorem. Mogę powiedzieć, że z mlekiem Matki wyssałam miłość do sztuki i miałam szczęście tak jak Ona do mądrych nauczycieli, życzliwych ludzi i często na swojej drodze spotykałam wiele fantastycznych osób. Do Nich zaliczam śp. pana Zygmunta Dudę.
Wszyscy, którzy Go znali piszą o Nim jako wybitnym regionaliście i publicyście. Dla mnie pan Zygmunt to przede wszystkim skromny, mądry, inteligentny, szarmancki Mężczyzna, który na każdym kroku doceniał pracę społeczną mojej Mamy i moją. Po każdym spektaklu otrzymywałyśmy od Niego ciepłe podziękowania i listy gratulacyjne, które do nas pisał. Oto kilka cytatów: „Dziękuję za trud podjętego zadania. Spektakle mnie i wszystkich widzów zachwycają. Chylę czoła przed talentami umiejętności prowadzenia zespołu przez Szanowną Panią w duecie rodzinnym – z córką Renatą. Dziękuję za dar przekazu swego talentu i umiejętności, pasji i autorytetu na córkę i wnuczkę, co gwarantuje ciągłość pokoleniową z pożytkiem dla kultury tego środowiska… Głoszę radość swą z uczestnictwa w dialogu z daleką przeszłością, która nadal pyta się – Quo vadis homine…” Pan już dotarł do Celu. I mojej ukochanej Mamy nie ma wśród nas. Dzisiaj ja Mamie i Panu za wszystko dziękuję!!!
Renata Knop
Felicja Ratajczak za swoje zasługi w roku 2010 została odznaczona medalem „Optime Merito Archidioecesis Posnaniensis” przyznanym przez arcybiskupa Stanisława Gądeckiego.